Popularne artykuły

Ale jazda.
Blogi Treningowe

Ale jazda. 

„Poranne wstają zorze, nadchodzi dzień...”.

Chłodny poranek; godzina 6.00, zbiórka pod blokiem, jak za dziecięcych czasów. Oj tak! Na rowerze nie jeździłem długie lata. Mój jedyny rower jaki posiadałem, przestał istnieć jakoś tak… w 2004 roku. Zwyczajnie, umarł śmiercią naturalną. Nigdy potem nie myślałem, by kupić sobie nowy. Ostatnio jednak, kiedy moja sześciolatka nauczyła się śmigać na dwóch kółkach, nawet myślałem o takim zakupie.

Wróćmy jednak do wtorkowego poranka. Nasuwa mi się myśl, że gdyby nie moja strona  Trenować z Najlepszymi, nigdy nie poznałbym niektórych ludzi. Poznawanie jest najważniejszą wartością dla prowadzącego fanpage w sieci. Czyż nie? Co prawda, ze Sławkiem poznaliśmy się na zebraniu dla rodziców w przedszkolu, do którego uczęszczają nasze pociechy. Jednak, tematy rozmów szybko przeszły na te, około sportowe. To Sławek podarował mi znakomitą "medalówkę".

Służy mi uczciwie do prezentacji powiększającej się kolekcji medali. Przy okazji jednej z rozmów, zaprosił mnie na wspólną przejażdżkę rowerową. Długo nie mogliśmy zgrać terminu, aż do teraz. Krakowskim targiem dogadaliśmy godzinę. Dzień wcześniej „przymierzyłem” się do pożyczonego od kolegi roweru. Kurde… niezła maszyna. Pierwszy raz miałem okazję jeździć na takiej bestii. Oczywiście, znalazł się dla mnie również kask. Bo: bezpieczeństwo ponad wszystko. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że szusując po lasach, jest ważnym elementem ochrony głowy. W moim przypadku, przydałaby się też ochrona na kolana, nadgarstki i łokcie. Zupełnie tak, jak dla małego dziecka, hehehe. Oczywiście przydałby się też pampers na tyłek, bo to, co czują moje cztery litery, kiedy piszę ten tekst, wiem tylko ja. HEHE.

Tak więc: 6.00 zbieramy ze Sławskim towarzyszy wyprawy i… kręcimy. Często kompani cierpliwie czekali na podjazdach, aż i ja dojadę. Wiatr „we włosach” konkretna prędkość na zjazdach, zakopywanie się w grząskich, leśnych ścieżkach. Szał! Trzeba przyznać, że mają chłopy siłę w łydkach. Okolice Grudziądza okazuje się świetnymi terenami do jeżdżenia na takich rowerach. Piękne widoki, świeże powietrze i zwierzęta leśne. Nie było dzików. Jakbym takiego zobaczył za sobą, to podjazdy zdobywałbym w mig. Znowu śmieje się sam do siebie. Był to świetny poranek i można uśmiechać się ile wlezie. Tempo narzucone przez kolegów i piękna okolica spowodowała, że mimo wysiłku, nim się spostrzegłem, zaliczyłem niemal 36 km. Przygoda ciekawa i dająca kolejne doświadczenie.

Pedałować przez 36 km, to solidne wyzwanie dla osoby, która nie jeździła tyle lat na rowerze. Dziękuję Wam za wspólną wycieczkę. Sławkowi, głównie za sam pomysł i ogarnięcie dla mnie roweru na ten dzień. To był zarąbisty poranek. Bywajcie!

Powiązane artykuły

1 Comments

  1. Filip

    Rower jest genialny. U mnie wpadło 130km wczoraj ;). Ale to na szosie, więc też inaczej. Pozdro!

Dodaj komentarz

Wymagane pola są zaznaczone *